Powołanie św. Mateusza Caravaggia – jak grzesznik staje się wybrańcem bożym

Kaplica Contarellich, Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, kościół San Luigi dei Francesi

Kaplica Contarellich, Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, kościół San Luigi dei Francesi

„Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za mną! On wstał i poszedł za nim” – oto słowa  Ewangelii wg św. Mateusza, które stały się kanwą dla jednego z najdoskonalszych dzieł w historii malarstwa europejskiego. Miejscem akcji miał być kantor poborcy podatkowego, ale Caravaggio umieszcza go na ciemnej rzymskiej ulicy, przy stole, w grupie mężczyzn liczących pieniądze.

Kaplica Contarellich, Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, kościół San Luigi dei Francesi
Kaplica Contarellich, Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, kościół San Luigi dei Francesi
Powołanie świętego Mateusza, Caravaggio, fragment, kościół San Luigi dei Francesi
Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, fragment, kościół San Luigi dei Francesi

„Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za mną! On wstał i poszedł za nim” – oto słowa  Ewangelii wg św. Mateusza, które stały się kanwą dla jednego z najdoskonalszych dzieł w historii malarstwa europejskiego. Miejscem akcji miał być kantor poborcy podatkowego, ale Caravaggio umieszcza go na ciemnej rzymskiej ulicy, przy stole, w grupie mężczyzn liczących pieniądze.

Mroczna atmosfera tej sceny była zapewne dobrze znana samemu artyście, stałemu bywalcowi rzymskich wyszynków Pod Maurem, Pod Turkiem czy Pod Wilkiem, w których mężczyźni spod ciemnej gwiazdy, często w otoczeniu prostytutek, oddawali się pijaństwu i grom hazardowym, nieustannie gotowi wejść w bójkę lub szermierczy pojedynek pod byle jakim pretekstem.

 

Ale jak namalować to dziwne zdarzenie, w którym ktoś porzuca swe dochodowe zajęcie i staje się jednym z tułających się uczniów wędrownego kaznodziei? Jan Chryzostom opisał to po prostu tak: „Mateusz był poborcą podatkowym, utrzymującym się z bezustannej grabieży. Ale (...) w jednej chwili porzucił złe uczynki, poskromił chciwość i podążył za zyskiem duchowym”. A jak ujął to Caravaggio? Do stolika zbliżają się dwaj skromnie odziani mężczyźni i jedynie snop światła bijący znad ich głów objawia nam tajemnicę, której jesteśmy świadkami. Jednakże nie wszyscy mężczyźni spostrzegają go, podobnie jak nie wszystkich interesuje pojawienie się Chrystusa i Piotra. To moment, w którym Caravaggio, niczym w niemym filmie, konfrontuje patrzącego z zawiłą dramaturgią gestów poszczególnych postaci. Mateusz, zaskoczony iluminacją i niepewny sytuacji, wskazuje palcem w przestrzeń między sobą a swoim zajętym liczeniem pieniędzy sąsiadem, jakby upewniając się – czy to o mnie chodzi, czy może o niego? Młodzieniec siedzący po drugiej stronie Mateusza właśnie pragnie wskazać siebie, ale w tym momencie wkracza do akcji towarzyszący Chrystusowi Piotr i gestem dłoni, powtarzającym ten Chrystusowy, upewnia wszystkich, że to o Mateusza chodzi. Chrystus bezgłośnie, jedynie owym gestem, wybiera go spośród wszystkich innych – nieświadomych, niegodnych i grzesznych. Zaskoczony Mateusz nie od razu pojmuje, iż spływa na niego obowiązek, ale też łaska. Siedzący przy stoliku młodzieńcy odwracają się w kierunku światła, jednak tylko Mateusz oświecony zostaje w przenośnym, ale też realnym wymiarze. I to właśnie ukazuje Caravaggio: moment metamorfozy, przeobrażenia się grzesznika w świętego, które dokonuje się przypadkowo i może zaskoczyć nas w każdym momencie, bo nie od człowieka to zależy. Mało tego, przedstawiona scena zyskuje wymiar uniwersalny, pokazuje, że nie jest to li tylko historia biblijna, ale historia współczesna, a cud, którego jesteśmy świadkami, wydarzyć się może co noc na ciemnych ulicach Rzymu albo każdego innego miasta na ziemi. Artysta doskonale skontrastował w obrazie dwie drogi życiowe i dwa światy. Ten surowy i skromny, który reprezentują odziani w zgrzebne sukno mężczyźni wchodzący do izby, i świat zbytku, pieniędzy, ale też nieuczciwej rywalizacji, który ucieleśnia grupa siedzących mężczyzn, ubranych w wyszukane, drogie stroje i pogrążonych w liczeniu pieniędzy. Czegóż tam nie ma: aksamity, pióra, futra, pieniądze i broń. A z drugiej strony dwóch bosych nieznajomych. Jeden z nich gestem ręki, lekko opadającym, podobnym do tego, który znamy z kaplicy Sykstyńskiej i sceny Stworzenia Adama namalowanej przez Michała Anioła, wskazuje na Mateusza. I to nie Chrystus, lecz światło – symbol boskiej interwencji, które towarzyszy w obrazach Caravaggia zdarzeniom cudownym i niewyobrażalnym, jest siłą sprawczą, powodującą, że Mateusz wstanie od stolika i podąży za nauczycielem. Taka kreacja świętego, przedstawionego jakby w trakcie „łapanki”, jeszcze nigdy do tej pory nie pojawiła się w dziejach sztuki, i nic dziwnego, że od razu stała się obiektem rozważań, interpretacji, ale też krytyki. Caravaggio wykazał się bowiem w tym obrazie nie tylko sprawnością techniczną i perfekcyjnie prowadzoną reżyserią sceny, ale zaprezentował się również jako rewolucyjny wprost interpretator Biblii.  

 

Interpretacja, iż Mateuszem jest w obrazie starszy, brodaty mężczyzna, jest akceptowana przez większość badaczy dorobku Caravaggia, choć od lat osiemdziesiątych XX wieku funkcjonuje też inna, reprezentowana przez Thomasa Pratera i grono sympatyzujących z jego koncepcją. Jak będziemy rozumieć tę scenę, jeśli Mateusza ujrzymy nie w starszym mężczyźnie, ale w młodzieńcu siedzącym przy rogu stołu, na pierwszym planie, który nawet nie zauważył wejścia Chrystusa i św. Piotra. Tak zajęty jest liczeniem pieniędzy, że nie może oderwać od nich wzroku, a nawet – jak możemy przypuszczać – gotów jest je sobie przywłaszczyć, korzystając z chwili zamieszania. I czy to nie jego wybiera Chrystus – zwykłą szumowinę, nędznika, aby w pełni uzmysłowić nam możliwość przemiany grzesznika w świętego. Jeśli tak, mielibyśmy tu do czynienia z caravaggiowskim, genialnym zamysłem opartym na dwuznaczności, niedopowiedzeniu i grze, którą artysta prowadzi z patrzącym – jego intelektualnym zapleczem i rozeznaniem w dziedzinie sztuki.

Sam kardynał Contarelli, który pozostawił wytyczne dotyczące wystroju kaplicy swego imienia, w napisanym przed śmiercią liście bardzo dokładnie nakreślił, jak powinien zostać przedstawiony Mateusz – w sposób sugerujący pragnienie pójścia za Chrystusem. Jeśli tak, to Caravaggio sprzeniewierzył się jego koncepcji, zarówno wybierając zdezorientowanego Mateusza (z brodą), jak i – według drugiej interpretacji – zupełnie nieświadomego swej roli i posłannictwa młodzieńca. Starszy z niedowierzaniem pokazuje na niego, ale ten jeszcze nie podniósł głowy i nieświadomy jest zdarzenia, w którym przypada mu rola głównego bohatera. Jeśli taki był pomysł artysty, to należy przyznać, że Caravaggio stworzył obraz nie tylko malarsko doskonały, ale niezwykle przewrotny i zaskakujący…, jak on sam zresztą.

 

Powołanie św. Mateusza, Caravaggio, olej na płótnie, 1600 r., kaplica Contarellich, kościół San Luigi dei Francesi

Whoops, looks like something went wrong.